Droga:
Wilno -> Gdańsk -> Słupsk -> Gdańsk
Wywiad przeprowadziły:
Izabela Czarniewska
Katarzyna Laszkowska
Refleksja z wywiadu Izy i Katarzyny:
Atmosfera w jakiej pracowałyśmy była bardzo miła. Pani Łucja wciąż powtarzała, że nie ma co opowiadać. Jednak przed ponad godzinę z zaciekawieniem słuchałyśmy historii życia tej pani. Niektóre rzeczy trudno sobie było wyobrazić. Zdumienie wzbudzały takie rzeczy jak dwutygodniowa podróż, którą teraz pokonalibyśmy o wiele szybciej, czy ówczesne warunki mieszkalne. Wynikać to może głównie z różnicy czasów, w których żyjemy. Nasze pokolenie nigdy nie zmagało się z takimi problemami, nie zastanawiało się na przykład czy chce wstąpić do AK czy też nie. Wtedy było to na porzątku dziennym.
Fragmenty wywiadu:
"Pamiętam też taki epizod, wyszłam z wagonu, poszłam się załatwić, schowałam za wagon z drugiej strony i raptem pociąg ruszył, no więc ja oczywiście się wystraszyłam i skoczyłam na stopnie, ale to była zima, był mróz, ale dobrze, że miałam jakiś płaszczyk czy kurtkę na sobie. Ale co mama przeżyła, pociąg ruszył ze stacji a mnie nie ma. No ale na szczęście pociąg zmienił tylko tory, tylko kawałek podjechał i stanął, no to wróciłam do wagonu."
"Jako młode osoby uważałyśmy, że to będzie nowa przygoda. Siostra zadecydowała o tym kiedy będzie transport, wszyscy jechali, najbliższa koleżanka pojechała z całą rodziną, a my rodziny w Wilnie nie mieliśmy, nic nas tam nie trzymało. No i tak znalazłyśmy się w Słupsku."
"Jeżeli coś było do zabrania to przypuszczam, że tamten sąsiad oczyścił to mieszkanie. Albo Ci, którzy się wyprowadzali pozabierali. Śmiałyśmy się, bo były tapety w tym mieszkaniu, takie ciemnawe trochę i potem te tapety zaczęły obłazić, bo przecież kiedy to nie było takich klejów, w każdym bądź razie śmialiśmy się, że pozrywamy te tapety i będziemy szukać jakichś pieniędzy, skarbu. Nic z tych rzeczy nie znalazłyśmy, tylko pluskwy były. Adres Słupskiego mieszkania: Ul. Św. Stanisława, potem przerobili na ulicę Marchlewskiego, a teraz jest ulicą Piłsudskiego."
"Wówczas ze znalezieniem pracy nie było problemu, ponieważ nie było ludzi do pracy, tyle ludzi zginęło w czasie wojny, a szczególnie na ziemiach odzyskanych. Mama nie miała wykształcenia, pracowała w szpitalu jako salowa. Teraz się z siostra zastanawiamy jak mama pracując sama utrzymywała nas, bo przecież głodu nie czułyśmy. Wtedy mieszkanie nie kosztowało dużo, życie było tańsze. Nie pamiętam luksusów, ale głodne nie chodziłyśmy. Jakoś sobie radziła, święta były to był i śledzik, rybki, jakiś kompocik i choinka była, i cukierki na choince, które pod koniec nie były cukierkami. Nigdy mama z nami nie rozmawiała o pieniądzach."
"Tutaj poczułam się jak u siebie, w domu wśród Polaków. W Słupsku. Niemców już nie było... Przyjechała z Warszawy taka kobieta do Wilna, do pracy jako woźna. Jej dwie córki należały do AK, dziewczęta z AK zwalniali, one wróciły i wszystkie piosenki partyzanckie, które znamy to wszystkie od nich. Mąż też był w AK. Takie marzenie miałyśmy w Słupsku, że wrócimy do tego Wilna, wstąpimy do AK i będziemy walczyć o to Wilno."
Przeczytaj całość: