Wywiad przeprowadziła: Maja Butkowska
Fotografia: Barbara Bylina
Opiekun: Anna Warzecha
W dniu: 11 marca 2010 roku
Pan Czesław wyjechał z Wilna w 1958 roku, dowiadujemy się więc trochę o stosunkach panujących między Litwinami, a Polakami w tym okresie. Pan Czesław mówi też o powodach, jakie skłoniły go do wyjazdu, oraz o swoich problemach z udowodnieniem polskiej narodowości i pochodzenia, co stanowiło warunek do otrzymania pozwolenia na wyjazd. W dalszej zaś części wywiadu jest mowa o pierwszych latach spędzonych w Polsce.
Fragmenty wywiadu:
"w każdym razie tam należało udowodnić, że się jest Polakiem z rodziców i że się ma polskie nazwisko. Kiedy ja chciałem wyjechać do Polski, załatwić sobie wizę wyjazdową, to mi powiedziano
– Jesteś Litwinem, przecież masz litewskie nazwisko, nie ma takiej możliwości, żebyś wyjechał.
Wobec tego skorzystałem i to mi się udało, bo miałem przyjaciół i znajomych w archiwum państwowym w Wilnie. Ja tam złożyłem wniosek i odszukano mi cały rodowód: dziadka, ojca i rodziców. Wszędzie było Woronowicz, Woronowicz i tam z wszelkimi tymi przypisami, że to Polak do 1939 roku. Tam się liczyło do 1939 roku, do września trzeba było być Polakiem. Na podstawie dokumentów z archiwum pozwolono mi i wydano wizę wyjazdową. Tak to wyglądało."
"Ja miałem ze sobą tylko akordeon i dwie walizki z rzeczami, nic więcej, bo nic nie wolno było wywozić."
"Á propos tu w Polsce...pewne błędy popełnialiśmy, bo nikt nie instruował, nie było żadnych przepisów, że to tam się należy. Mi by się należało jak tu przyjechałem – mieszkanie. Pojechałem na Mazury, koło Mrągowa, bo tam mama mieszkała i brat. Pojechałem tam, bo mi brat załatwił pracę w szkole, akurat w tej wsi takiej fajnej. Kiersztanowo to się nazywało, między dwoma jeziorami nad rzeką...no piękne miejsce, teraz bym ram chętnie pojechał pomieszkać. Tam przyjechałem w sierpniu i pracowałem rok czasu. Ale to nie odpowiadało mi, bo ani warunków dalszego kształcenia nie było, ani jakiś tam warunków rozwoju i w związku z tym zdecydowaliśmy się, że przeniesiemy się tu do Gdańska, ponieważ tu mieliśmy też rodzinę. Ja po tym roku przenosiłem się tu do Gdańska, ale przenosiłem się z tego Kiersztonowa, gdzie byłem zameldowany, było mieszkanie i już tutaj mi nic nie przysługiwało. A gdybym od razu przyjechał tu do Gdańska, to obowiązkiem gminy byłoby przydzielenie mi jakiegoś tam mieszkania. Także to jeden taki wielki błąd właśnie z tego tytułu, że człowiek był niedoinformowany. Tu jeszcze ode mnie zażądano w Wydziale Oświaty oświadczenia, że nigdy nie będę ubiegać się o mieszkanie w Gdańsku, to mi dadzą miejsce pracy. Inaczej to by miejsca pracy mi tu nie chciano dać, proponowano mi w Sztumie, w więzieniu, ale podziękowałem (śmiech). "
MB – A zostawił pan tam coś, za czym pan teraz tęskni?
"To znaczy pozostał dom i gospodarstwo, ale po tym już śladu nie ma. W ubiegłym roku będąc samochodem tam pojechaliśmy, ale niestety na samo miejsce nie dotarliśmy. Z dwóch stron, z jednej drogi próbowaliśmy dotrzeć, tam jest wszystko zarośnięte. Tam się nie uprawia teraz pól i gospodarstw nie ma w tym rejonie, tam gdzieniegdzie. Jechaliśmy potem z drugiej strony, też nie dotarliśmy na to miejsce. U krewnych, to tam są mojego taty siostry dzieci i oni opowiadali, że tam wszystko zostało zlikwidowane, że tam już nic nie ma na tym terenie. "
AW: Czyli pan się czuje bardziej gdańszczaninem, czy bardziej wilniukiem?
"Ja się czuję bardziej wilniukiem, nie mam powodu czuć się gdańszczaninem. Tam urodziłem się, tam urosłem, tam została moja ojcowizna. Nic się nie odzyska, próbowaliśmy różne dokumenty w urzędzie składaliśmy, mam całą teczkę różnych dokumentów, ale to nic nie da."
"Moim marzeniem było zawsze, żeby można było w Gdańsku zjeść śniadanie i na kawkę po południu do Wilna trafić – marzenie się spełniło."
Przeczytaj całość: