Wywiad przeprowadziła:
Karolina Kaliszewska
"Ja tyle razy uniknęłam śmierci…"
Fragmenty wywiadu:
"Mama moja miała bardzo dużą rodzinę i w mamy rodzinie było tak, że Ukraińcy żenili się s Polkami. To były lata 20, 30. No i bardzo dobrze ze sobą żyli! Pomimo, że mama była Ukrainką, a ojciec Polakiem czy odwrotnie. A dopiero jak przyszli Niemcy i dopiero jak zaczęli podjudzać to dopiero ci Ukraińcy stali się śmiertelnymi wrogami Polaków"
"Jak był taki straszny głód, to nie można było nic dostać. To rodzice, mama miała dużo srebra, sztućce, biżuterię, to wszystko rodzice wywozili na wieś za trochę białego sera, za kawałek słoniny, za litr mleka "
"Wprawdzie niewykończona ale zamieszkana już była, mieszkał w niej niejaki pan Wróbel z rodziną. Żonę miał chorą, córkę ciężko chorą. A pracował dla gestapo dla Niemców. Wie Pani. I później po wojnie już, chcieli go zniszczyć. Już polski rząd. Ktoś go ostrzegł, także ten człowiek o 2 wiedział, że o 5 przyjadą go aresztować. O 2 w nocy, co mógł wziął tą żonę, córkę chorą i uciekli. I proszę Pani tam były naczynia pościel, wszystko, meble w tej willi. I ta ciocia napisała list, bo miała adres tego pana Wróbla, właśnie gdzie on był gdzieś w Wałbrzychu czy gdzieś tam, pisała, że to jest mój siostrzeniec, znaczy mojej siostry syn, bardzo porządni ludzie ze Lwowa. I nawet nie przyjechał, bo się bał przyjechać do Przemyśla. Tylko listownie go zapytała, czy może wynajmie tę willę moim rodzicom."
"To ja już na podwórku czekałam, kiedy chłopaki się zbiorą i… Na tramwaj, na przystanek, na drugi tramwaj, do lasu janowskiego żeśmy doszli. Miał ołówek Kazik, poślinił ołówek i napisał tu kółko. Koszyczek mi dali, mały koszyczek, tam na wierzchu chleb jakiś, w gazecie kanapki i dwa jabłka. Oni mi tłumaczą, chłopaki: -Pójdziesz tą drogą w lesie, prosto. Będziesz długo szła, aż cię będą nogi boleć, nie bój się, tylko zachowuj się cicho. Nic nie wiedziałam gdzie ja idę. Doszłam i mówi ten właśnie Kazik, co mi narysował to kółko: -Będzie taka droga przecinać w lesie. To nie pójdziesz w tą stronę, tylko w tą stronę gdzie masz kółko. Tam będziesz bardzo długo szła, tam będą duże drzewa. A później będą żołnierze polscy. A ja już rozróżniałam niemiecki mundur od polskiego. I mówi: -Tam tylko po cichutku, dasz ten koszyczek polskiemu żołnierzowi. Tam były duże drzewa, już tak ciemnawo było, a ja już tam ledwo szłam ale ja taka byłam… Do dziś jestem, że jak mam coś wykonać to wykonam! Dalej idę. Patrzę, pod drzewem klęczy żołnierz polski, miał gołą głowę, ręce trzyma do góry i się modli. Patrzę, a tam trzech, tu dwóch w mundurach polskich. Ten jeden co mnie zauważył podszedł i pyta: -Masz coś dla nas? – Ten koszyczek chłopaki dali. Złapał, ci go obstąpili, a tam były plany jak mają wyjść z okrążenia. Wkoło byli Niemcy. I oni 4 dni bez picia, bez jedzenia tam byli. Bali się ruszyć, bo wkoło okrążeni byli. Tylko Niemcy nie wiedzieli. Nie było komórek. Nie wiem jak to było, że chłopaki wiedzieli, że tam są. Może ktoś z rodziny żołnierz był, jakoś się komunikowali, że wiadomość wyszła z tego lasu. Ja uratowałam cały oddział polskich żołnierzy."
Przeczytaj całość: