Wywiad z panią Danutą Jankowską przeprowadziły:
Daria Dyks oraz Edyta Wantoch – Rekowska
Pani Danuta, mówi o powodach wyjazdu z Wilna, wspomina jazdę pociągiem, oraz miasta przez które przejeżdżali w drodze do Leszna, docelowego miejsca podróży Opowiada także o problemach ze zdobyciem i utrzymaniem stałej pracy, które przywiodły jej rodzinę do Kolbud, gdzie ostatecznie się osiedlili i gdzie pani Danuta mieszka do dzisiaj. Pani Danuta zwraca także uwagę na negatywny stosunek i uprzedzenia, z jakimi spotkała się jej rodzina po przybyciu do Polski, jako „obcy” i „niechciani przyjezdni”
Fragmenty wywiadu:
"... ja pochodzę z Wileńszczyzny, to była kiedyś Polska. Polska, teren który był zamieszkiwany przez Polaków, Litwinów, Żydów i inne mniejszości narodowe, byli nawet Tatarzy w Trokach, Niemcy, po prostu różne narodowości. "
„Pochodzę z Wileńszczyzny. Z chwilą , gdy się zakończyła wojna, te tereny trafiły pod Związek Radziecki. Kiedy Rosjanie wkroczyli na tamte ziemie , zaczęła się wywózka na Sybir. Z mojej rodziny wywieziono 10 osób (...) Kiedy skończyła się wojna nie było żadnych perspektyw, ze tam [Wileńszczyzna]będzie Polska. (...) Rosjanie , pod groźbą rozstrzelania, zmuszali moje ciotki do przyjęcia obywatelstwa rosyjskiego(...) Mama była zorientowana w sytuacji, bo nauczała historii i 3 razy zapisywała się na wyjazd do Polski.
Za drugim razem pamiętam jak oficer NKWD zapytał mnie po rosyjsku , dlaczego chce pojechać do Polski, a ja płynnym rosyjskim odpowiedziałam mu, że tam będę jadła biały chleb i kanfietki, czyli cukierki. On więc zapytał mamy dlaczego , ona chce wyjechać skoro, jej dziecko mówi płynnie po rosyjsku i odmówiono nam wyjazdu. Mama powiedziałam, ze jeśli następnym razem będę odpowiadała na pytania po rosyjsku to nigdy nie zjem cukierków. Tak więc następnym razem odpowiedziałam mu po polsku(...) i dostaliśmy zgodę na wyjazd. (...)Transport składający się z 60 wagonów. To był transport nauczycieli. W tych wagonach były całe rodziny a także krowy, kozy i cały dobytek. Trwało to 2 tygodnie. 17 sierpnia przyjechaliśmy na miejsce. W Wilnie wsiedliśmy do pociągu. Jechaliśmy przez Białystok, Warszawę. Pamiętam Warszawę, taką zbombardowaną , to było okropne i przerażające(...) W pociągu wszędzie były wszy.
Myliśmy się na stacjach, na których były takie pompy do których ładowano gorącą wodę. Co jakiś czas "lokomotywy nabierały wody". Pamiętam jak pociąg się zatrzymywał i wszyscy się myli. Te kąpiele utkwiły mi w pamięci. (...)Spało się w wagonie. Ludzie mieli całe worki sucharów, słoninę. Jak przekroczyliśmy granicę, to pierwszy raz jadłam wymarzone cukierki(...) Pojechaliśmy do Leszna, ludzie tam uważali nas za „parszystwo”. Jak wysiedliśmy z pociągu od razu nas okradli. Mieszkaliśmy w szkole, moja mama tam nauczała. Znaleźliśmy tam ksiązki niemieckie, ale wszyscy je palili. (...)Mój tato był żołnierzem AK ,więc przeniesiono nas do Gdańska w roku 1951. Mama dostała prace w Kolbudach, więc zamieszkaliśmy tu.
Ten budynek kiedyś to była szkoła. Przed nami mieszkał tu nauczyciel. Znaleźliśmy tu tylko książki niemieckie, które jak już wspominałam paliliśmy. (...) Tato , mama ja i brat byliśmy przesiedlani. Przybyliśmy ze Zwronian, mała miejscowość koło Wilna. Mieszkaliśmy w małym drewnianym domu. Był duży piec, taki na pół pokoju. Piekło się tam chleb, a po drugiej stronie ludzie się ogrzewali, takie typowo wschodnie. W pociągu poznaliśmy rodzinę, która potem odwiedzała nas w Kolbudach. (...) Po przybyciu to była strasznie wielka klęska, bo przyjechaliśmy do społeczeństwa, które nas nie aprobowało. Oni nie tolerowali ludzi ze wschodu. Był taki jakiś pogląd, że jesteśmy prymitywni.
Niemcy, którzy tu mieszkali traktowali nas jak Rosjan. Jeżeli chodzi o stosunki międzyludzkie, to są moje odczucia , były okropne. Ludzie byli bardzo nieżyczliwi. Czuliśmy się jak intruzi. Ludzie ze wschodu mają inną mentalność. Pomagają sobie, są bardziej życzliwi. Myśmy nie doznali tej pomocy przez 60 lat. Marzeniem moich rodziców było, żeby tylko nie umrzeć tutaj, chcieli być pochowani na wschodzie. (...) Rodzice zmarli tutaj. Kiedy pokolenie rodziców wymarło, my [młodzi] starliśmy się zaaklimatyzować. Ale nie zaaklimatyzowaliśmy się tutaj. Panował taki egocentryzm. (...)
Charakterystyczną cechą ludzi ze Wschodu jest to, ze pojadą na drugi koniec Polski, żeby spotkać się z tym kimś, z kim dawniej mieszkali i spędzali dzieciństwo. Ludzie ze Wschodu traktują siebie jak rodzinę. Choćby minęło 50 lat, jak ktoś ze Wschodu, dowie się gdzie mieszka dawny znajomy, to jedzie tam. (...) Zapamiętałam stamtąd dużo, ale nie chciałabym tam wrócić. Tam są teraz Litwini, Białorusini. Mam tam rodzinę nawet, ale jeżeli chodzi o standard życia to jest nie do przyjęcia. Do czego ja mam tam wracać? Żeby nie wojna, Poczdam, może byłaby tam Polska? Ja w tej chwili, będąc Polką mam siedzieć na Białorusi? Nie wyobrażam sobie tego”.
Przeczytaj całość: