Jan Znosko
Wywiad przeprowadziła:
Patrycja Wojciechowska
Opiekun:
Anna Sobecka
"Inaczej na to się patrzy teraz, a inaczej wtedy się patrzyło. A to był 45 rok. Ja jednej czwartej życia nie spędziłem w Wilnie. Jak wyjechałem to miałem 15 lat, to jedną piątą."
Fragmenty wywiadu:
"W Łodzi jak przyjechaliśmy, to były odkryte, był ten czerwony krzyż, to przyszły panie z czerwonego krzyża. Na dworcach to zorganizowane było, herbata, kawa. Jak się jechało na tych stacjach, gdzie się pociąg zatrzymywał. Natomiast tam był taki wagon, że kobiety z dziećmi do 9 lat, mogą nocować … Jeszcze ja na tej bocznicy kolejowej z matką szedłem. Ojciec mówi: -idź, bo matka z dwiema siostrami tam poszły przenocować, bo tam taka węglarka, deszcz pada i mówią, że jak pociąg pojedzie czy coś, to żeby było wiadomo. Myśmy mieli najpierw w planie do Poznania jechać no, ale w Łodzi się ten pociąg zatrzymał, stał tam 3 czy 4 dni, w Łodzi tam się dowiedział, zaczął dla PKO pracować, bo pracował przed wojną, to chętnie przyjęli no i… Zatrzymaliśmy się, urząd repatriacyjny dał furmankę, żeby te skrzynki i tego się przywiozło i tam gdzie się mieszkało i wtedy taki tam pokój, chodził, załatwiał wszystko ojciec. Taki jak ten pokój, to była nasza rodzina i druga obok, oni mieszkali obok sąsiedzi Kudr. To były właściwie 3 kobiety, bo jedna była córka wywieziona do Niemiec, syn dwa lata straszy ode mnie, to udało mu się już pójść do wojska, do armii i u Berlinga, tak się mówiło wtedy u nas i… A ta najmłodsza córka to jeszcze jechała, matka i ojciec, a ojca wywieźli Rosjanie do kopalni. No i potem wyjechaliśmy do Gdyni."
Czy ten pociąg zatrzymywał się gdzieś oprócz tych stacji?
-Tak jak to w drodze, gdzieś stał, później jechał, przez te wioski spalone, zamiast domów to było tylko widać kominy wystające. Bo dom się spalił, a piece i kominy zostały. Zatrzymywał się gdzieś, bo jak pod samochodami, przejeżdżał przez jakąś stację to innych puszczał. Także, to taka normalna droga kolejowa była.
A pamięta Pan, o czym dorośli rozmawiali?
-... o jakiś niepewnościach, jak się urządzimy tam. Jeśli się gdzieś mieszka i wszystko się zostawia tam, swój dobytek i wyjeżdża się, no to człowiek ma zawsze jakąś niepewność i o tym tam rozmowy były ale więcej pilnowali: a to dzieci małe, żeby gdzieś zabrać, pociąg się zatrzymał, żeby się nie pogubiły. To był wyjątkowo ciepły, ten kwiecień. I w zasadzie w Wilnie trochę chłodniej, a jak tu przyjechaliśmy to jak nieraz w czerwcu było w lipcu.
Czy pamięta Pan moment pożegnania się ze swoim domem, otoczeniem przed wyjazdem?
-Trzeba było klucze zostawić, no tak. Kolegom oddałem fajerkę do taczania. Bo była moda, że kółko się takie toczyło. To fajerki porozdawałem: -Bierzcie, jak chcecie. Jeszcze matka krzyczała, bo w domu chciała zostawić, ja mówię: -Nie szkodzi, oddam.
"A tam przy więzieniu były takie drewniane domy w ogrodach. Między rzeką, a tym, jeszcze jak Niemcy zdobywali Wilno w lipcu 44 roku. To w połowie lipca. To Niemcy pozrywali elektrownię, tam inne wodociągi były, nieczynne. Tam okrążyli część oddziałów AK, część oddziałów rosyjskich, to oni cofnęli się do rzeki i tydzień czasu siedzieliśmy tam razem z Niemcami. I zrzuty jeszcze dwa razy były dla Niemców amunicji, chodziły tam takie patrole niemieckie. Nas wyprowadzili, na podwórku ustawiali. Ale się skończyło, bo taki patrol niemiecki, oficer im kazał wejść do piwnicy, do piwnicy, bo był budowany dom taki między ogrodami taki już. Kazał wejść, w tej piwnicy siedzieliśmy z wielu domów. I przyszli Niemcy: -Raus! Raus! Raus! Z tego patrolu i ojcu dali, żeby przyszył tam im jakieś paski. A on mówi: -To przynieś mi jakieś szydło, bo jak ja to mam przyszyć? Poszedłem do tego szewca, przyniosłem, przyszyli. Jeszcze coś pić chcieli, ta jedna pani dała im herbaty i jakieś wody z tym, jakąś konfiturę do wody włożyła. Niemiec za tym stołem do niej: -Pij! Wypiła. –Gut, gut. Wtedy wypił. Przyszli tacy, każdy w innym mundurze: -Raus! Raus! Stoimy pod tym domem, oni stoją z tymi automatami, człowiek nawet nie myślał, że będą strzelać. Ale do piwnicy poszli szukać: -Z tego domu strzelają! I kazał jednemu tam pójść, ci żołnierze co tam patrol mają. Ojciec był mężczyzną! no i kazał im przychylić się i pod oknem stanąć, bo to była piwnica, ten oficer zajrzał do tej piwnicy, nie ma nikogo. My, kobiety i dzieci. Popatrzyli, popatrzyli, poszli. Ale na Sierakowskiego w podobnym wypadku to 20 osób rozstrzelali. A to na innej ulicy."
"... I pierwsze wyjście do jakiegoś miasta przy Kutnie. Czapka niemiecka: - O! Niemiec! Chcieli pobić, takie stosunki inne mieli. U nas była moda z tych magazynów wojskowych, myśmy nosili te czapki niemieckie zimą. A tak to było nie wiadomo czy pociąg za dwie godziny pojedzie, czy za trzy…"
Co było ciekawe tutaj? Czy coś Pana zainteresowało?
- No morze na pewno. To jeszcze na początku byłem na Długiej, była odgarnięta ścieżka i tramwaj chodził nawet. Tak samo było Wielka w Wilnie
Przeczytaj całość: